Rozwój internetu i komputeryzacja wszystkiego wokół nas doprowadziła w ostatnich latach do prawdziwej rewolucji na rynku mediów. „Digital” chcą być wszyscy: telewizja, rynek muzyczny, a wreszcie – również prasa. Gazety zaczęły przenosić się z papieru na ekrany naszych komputerów, tabletów, a nawet telefonów. Większość magazynów dostępna jest ciągle zarówno w wersji fizycznej, jak i cyfrowej, ale znalazły się już i takie periodyki, które papier porzuciły całkowicie.
A jak będzie za 10 lat, w roku 2026? Za pomocą czego i w jakiej formie będziemy czytać wtedy magazyny? Z okazji Nowego Roku bawimy się we wróżbitę i kładziemy karty rynkowi prasy.
E-papier
Czytniki z e-papierem, takie jak Amazon Kindle, już jakiś czas temu stały się poważnym tematem wśród maniaków literatury. Jedni uwielbiają je, porzucając papierowe tomiszcza, drudzy narzekają, że urządzenia te nie pachną i nie dają takich samych doświadczeń, jak „normalne” książki. Osób sceptycznie podchodzących do czytników jest zdecydowanie więcej, ale grupa ta z każdym miesiącem się zmniejsza. Bo e-papier pokochać jest naprawdę łatwo – zdecydowanie łatwiej od bardziej przemęczających oczy ekranów tabletów.
Choć korzystanie z niego kojarzy się przede wszystkim z czytaniem książek, technologii e-ink przyglądają się również wydawcy magazynów. W Polsce czytnikowe formaty swoich kolejnych numerów wypuszczają takie wydawnictwa jak „Polityka”, „Newsweek” czy „Gazeta Wyborcza”. A jak będzie w 2026 roku?
Przede wszystkim, e-papier ma przed sobą jedno zadanie – musi ewoluować. Stać się jeszcze lepszy i bliższy temu, co oferuje tradycyjny ekran tabletów czy smartfonów. Zamiast szarości – musi być kolor; zamiast powolnego odświeżania – wszystko musi działać płynnie. Jednocześnie jednak, istotne jest, by e-ink ciągle posiadał swoje dotychczasowe cechy, przede wszystkim nie męczył oczu tak, jak jarzące się ekrany laptopów. Jeśli to się uda, czeka nas już tylko krok do tabletów i telefonów opartych na e-papierze, które nie będą odstawały od swych bardziej klasycznych odpowiedników. A do tego będą lżejsze, mniej męczące oczy i łatwiejsze do używania nawet w pełnym słońcu.
Rzeczywistość wirtualna
W świecie nowych technologii jednym z najbardziej oczekiwanych produktów są gogle VR. Pozwalają one na jeszcze lepsze wejście w wirtualny świat, poprzez ustawienie ekranów prezentujących tenże świat tuż przed naszymi oczami. Choć urządzenia tego typu powstawały już na przełomie lat 80. i 90., były one wówczas powszechnie uznawane za kompletną klapę. Technologia ciągle była zbyt słaba, by uciągnąć marzenia o prawdziwym wejściu w cyfrową krainę.
Zmieniło się to w roku 2012, kiedy za pomocą serwisu Kickstarter zebrano pieniądze na stworzenie gogli VR nowej generacji – Oculus Rift. Finalna wersja tego produktu ma pojawić się w roku 2016, jednak pomimo tego, że ciągle urządzenie to jest najpopularniejszym w swojej kategorii, w ciągu tych paru lat zdążyła powstać dla niego stosowna, jeszcze bardziej innowacyjna konkurencja. Dla przykładu, projekt FOVE stawia na sterowanie za pomocą samego poruszania gałkami ocznymi, a Microsoft HoloLens, zamiast wrzucać nas do zupełnie innego świata, rozszerza o wirtualne elementy ten, w którym żyjemy. Oczywiście, to jak na razie wyłącznie prototypy niedostępne jeszcze w sklepach, jednak jest spora szansa, że i na półkach marketów kiedyś będziemy mogli podziwiać takie cuda.
Gdzie w tym miejsce dla magazynów? Cóż – są i takie gazety, które w świecie VR zdążyły zadomowić się już teraz. „The New York Times” wypuścił ostatnio aplikację, NYT VR, która pozwala na oglądanie materiałów dokumentalnych nagranych specjalnie na jej potrzeby. Można to robić używając wyłącznie smartfona, można też jednak postawić na jeszcze lepsze wejście w świat wirtualnej rzeczywistości. Słynny nowojorski dziennik współpracuje bowiem w tym przypadku z Google, które jakiś czas temu zaprezentowało swój wyjątkowo nietypowy projekt gogli VR – Carboard, czyli okulary z… kartonu! Można je wykonać samodzielnie, ściągając schemat i instrukcję z sieci, można też jednak całość po prostu kupić – i to za bardzo małe pieniądze (w szczególności w porównaniu do ceny chociażby Oculus Rift). Do kartonowego urządzenia wkłada się smartfon, np. z odpaloną aplikacją NYT VR i już można poczuć się, jak w zupełnie innym miejscu na Ziemi!
Czytanie wszędzie i w każdej chwili
Czytanie ulubionego magazynu podczas skoku spadochronem? Podczas niedzielnego spaceru po parku? W zatłoczonym do granic możliwości tramwaju, gdzie nie ma nawet jak sięgnąć ręką do kieszeni? Jest szansa, że takie rzeczy będą możliwe już w 2026 roku! Jak to możliwe? Cóż – musimy pozostać w temacie okularów. Tym razem sięgamy jednak nie po te wrzucające nas do zupełnie innego świata, a takie przypominające bardziej klasyczne „bryle”.
W roku 2012 Google oficjalnie potwierdziło, że pracuje nad Glass – rewolucyjnymi okularami rozszerzonej rzeczywistości. Miały one pozwolić nie tylko na robienie zdjęć czy nagrywanie filmów, ale i wideo rozmowy, korzystanie z nawigacji czy słuchanie muzyki. Premierę Glass kilkukrotnie przesuwano, co potwierdzało opinie sceptyków, że na wypuszczenie tego typu produktu, który spełniłby wszystkie wymagania użytkowników, jest jeszcze za wcześnie. Gdy wreszcie Google postanowiło sprzedawać swoistą wersję beta (a może wręcz alpha) okularów, ci zdecydowani wydać na nie ponad tysiąc dolarów, szybko zrozumieli, iż rzeczywiście na razie są wyłącznie testerami – urządzenie przegrzewało się, bardzo krótko działało na baterii.
Prace nad Glass jednak ciągle trwają. Zapewne kiedyś takie urządzenie rzeczywiście na rynku się pojawi, a wraz z nim cała masa aplikacji na nie. W tym – cyfrowe magazyny w jeszcze innej formie niż dotychczas. Dostępne nawet bez sięgnięcia do kieszeni po telefon, a wyłącznie po powiedzeniu „Glass, open The New York Times”.
Poczytaj mi, mamo
W oscarowym filmie „Ona” z 2013 roku, Spike Jonze kreuje wizję niedalekiej przyszłości, w której ludzie rozmawiają ze swoimi komputerami, kryjącymi prawdziwą sztuczną inteligencję. I chociaż do stworzenia takowej ciągle nam trochę brakuje, pogaduszki z otaczającymi nasz urządzeniami są możliwe już teraz.
Od czego się to zaczęło? Trudno powiedzieć. Zdaje się jednak, że propagatorem tej rewolucji było Apple ze swoją wirtualną asystentką, Siri. iPhone’ową pomocniczkę zapytać można o pogodę czy dobry dowcip, a nawet poprosić o wykonanie obliczeń matematycznych lub wysłanie do kogoś konkretnego SMS-a. Siri znana jest również ze swoich zabawnych odpowiedzi na naprawdę absurdalne pytania, które regularnie odkrywane są przez internautów.
Pomysł podchwycili zarówno Google, jak i Microsoft. Ich koncepcje nie różnią się jednak przesadnie od tego, co rozpropagowało Apple. Bardziej innowacyjne wykorzystanie komputerowego asystenta ogłosił jednak jakiś czas temu Amazon. Ich Echo to nieduża tubka, którą stawiamy w dowolnym miejscu domu. Wirtualna postać skrywana przez urządzenie, niejaka Alexa, nie tylko odpowiada nam na różnorodne pytania (poprzez chociażby serwowanie definicji z Wikipedii) czy dostarcza wyniki ważnych dla nas rozgrywek sportowych, ale i pozwala na kontrolę oświetlenia w całym domu. Echo można kupić już teraz za 179 dolarów (ok. 700 złotych), a jedna z ostatnich aktualizacji urządzenia pozwala na czytanie przez Alexę audiobooków. Do dostarczania nam na zawołanie artykułów z magazynów pozostał już więc tylko mały krok…
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz